- SheridanAtrapasueños
- Liczba postów : 19
Re: Lwia jama
Sob 10 Mar 2018, 21:08
Wracała do domu po całym dniu przygrywania w kawiarni w centrum. Zmęczona, poturbowana, zajechana. Potrzebowała wolnego. Głos jej się zdarł od tego wszystkiego, bo akurat potrzebowali kogoś na zastępstwo. I jak ona miała niby pracować w tym stanie jutro czy pojutrze? No nie dało się po prostu wziąć głupiego vocaleru i po prostu iść następnego dnia.
W progu powitał ją Salem ocierający się o jej nogę. Trevor gapił się jakoś na drzwi z łazienki, co zresztą nie było dziwne - światło paliło się w pomieszczeniu jakby ktoś się tam bezczelnie wjebał. Tylko czemu ten pies go jeszcze nie zagryzł? :"/
W progu powitał ją Salem ocierający się o jej nogę. Trevor gapił się jakoś na drzwi z łazienki, co zresztą nie było dziwne - światło paliło się w pomieszczeniu jakby ktoś się tam bezczelnie wjebał. Tylko czemu ten pies go jeszcze nie zagryzł? :"/
- CynamonZdrajca
- Liczba postów : 71
Re: Lwia jama
Sob 10 Mar 2018, 21:30
Wychodził jako ostatni - choć to nie była żadna nowość. Sprawdzał papierologię, zerkał do kalendarza i ponownie, jakby to było z niezrozumiałych względów potrzebne, układał wszystkie grafiki spotkań i weryfikował, czy nie kolidują aby na pewno z rozprawami. Nie oszczędzał siebie ani swojego wolnego czasu - zwłaszcza że i tak Sheridan tego dnia znów była w pracy i, jak sądził, miała wrócić późno.
Bla, bla, bełkot, nie mogę się skupić : /
Wyciągnął z wewnętrznej kieszonki swojej czarnej aktówki klucze. Nie byle jakie klucze, bo te, których nie używał niemal nigdy. Czy miał właściwie sposobność, aby je wypróbować? Nie był pewien, nie potrafił sobie przypomnieć. Choć mogło być to też spowodowane zwykłym zmęczeniem i, jeszcze dla niego zwyklejszym, przepracowaniem. Przecież ten facet spędzał połowę swojego życia w pracy i dopiero Sheridan odciągała go od tego wyniszczającego nałogu i zmuszała do zajmowania się również innymi sprawami.
Przekręcił klucz i pchnął drzwi.
- Przestań, nie warcz, nie gryź, to JA.
Oznajmił spokojnie na samym wejściu i wstępie. Bo, wiadomo, Trevor. Obaj zdążyli się do siebie jako tako przyzwyczaić, tolerować swoją wzajemną obecność. Do sympatii było im obu bardzo daleko, lecz nie należy wybrzydzać, biorąc pod uwagę niechęć Alistairów do zwierząt i niechęć zwierząt do Alistairów.
Sante wkroczył do środka. Grzecznie zostawił buty na korytarzu, marynarkę powiesił na wieszaku - nie przejmując się tym, że tak bestialsko traktował materiał - a aktówkę zostawił na kanapie. Chwilę coś w telefonie pogrzebał, wyszedł na fajkę dwa razy, wykłócając się z ojcem przez telefon, a gdy wrócił, swoje kroki skierował do łazienki.
Bo szlag go trafiał. Dzień jak co dzień, za każdym razem po rozmowie z ojcem miał wrażenie, że ciśnienie mu podskakuje i zaraz rozsadzi go od środka. Przez kilka długich minut wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze świecącymi z rozdrażnienia oczami. Aż w końcu podwinął łokcie koszuli i odkręcił kran. Niczym i nikim się nie przejmując, zimną wodą raczył swoje wspaniale lico.
Dla ochłody. Dla uspokojenia.
Bla, bla, bełkot, nie mogę się skupić : /
Wyciągnął z wewnętrznej kieszonki swojej czarnej aktówki klucze. Nie byle jakie klucze, bo te, których nie używał niemal nigdy. Czy miał właściwie sposobność, aby je wypróbować? Nie był pewien, nie potrafił sobie przypomnieć. Choć mogło być to też spowodowane zwykłym zmęczeniem i, jeszcze dla niego zwyklejszym, przepracowaniem. Przecież ten facet spędzał połowę swojego życia w pracy i dopiero Sheridan odciągała go od tego wyniszczającego nałogu i zmuszała do zajmowania się również innymi sprawami.
Przekręcił klucz i pchnął drzwi.
- Przestań, nie warcz, nie gryź, to JA.
Oznajmił spokojnie na samym wejściu i wstępie. Bo, wiadomo, Trevor. Obaj zdążyli się do siebie jako tako przyzwyczaić, tolerować swoją wzajemną obecność. Do sympatii było im obu bardzo daleko, lecz nie należy wybrzydzać, biorąc pod uwagę niechęć Alistairów do zwierząt i niechęć zwierząt do Alistairów.
Sante wkroczył do środka. Grzecznie zostawił buty na korytarzu, marynarkę powiesił na wieszaku - nie przejmując się tym, że tak bestialsko traktował materiał - a aktówkę zostawił na kanapie. Chwilę coś w telefonie pogrzebał, wyszedł na fajkę dwa razy, wykłócając się z ojcem przez telefon, a gdy wrócił, swoje kroki skierował do łazienki.
Bo szlag go trafiał. Dzień jak co dzień, za każdym razem po rozmowie z ojcem miał wrażenie, że ciśnienie mu podskakuje i zaraz rozsadzi go od środka. Przez kilka długich minut wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze świecącymi z rozdrażnienia oczami. Aż w końcu podwinął łokcie koszuli i odkręcił kran. Niczym i nikim się nie przejmując, zimną wodą raczył swoje wspaniale lico.
Dla ochłody. Dla uspokojenia.
- SheridanAtrapasueños
- Liczba postów : 19
Re: Lwia jama
Sob 10 Mar 2018, 21:42
Cóż, mogła się spodziewać, że w środku będzie akurat Alistair. Tylko on jeden miał klucze, a skoro jej czworonożny ziomek nie podjął żadnych działań w kierunku wyrzucenia intruza z domu, mógł to być tylko ktoś, o kim wiedział, że może tu przebywać nawet pod nieobecność panny Paige. Zachowując jednak środki ostrożności rozejrzała się. Buty do garnituru, idealnie napastowane i zaimpregnowane. Marynarka szyta na wymiar, w identycznym kroju i rozmiarach co te Sante. I pachnąca jego perfumami zmieszanymi z zapachem tytoniu jego ulubionych papierosów. Wyglądało na to, że się zgadza. Ruszyła więc tylko wolnym, acz pewnym krokiem w stronę łazienkowych drzwi, ściągnąwszy uprzednio buty ze stóp. Praktycznie przemknęła jak kot, nie dało się jej za bardzo usłyszeć. Dopiero gdy otworzyła drzwi, Benjamin mógł spostrzec, że nie jest już sam w domu, gdzie towarzyszyły mu tylko zwierzaki.
Uśmiechnęła się.
- Dobry wieczór, co pana do mnie sprowadza? - mruknęła tylko, by tuż po tym oprzeć się czołem o ramię mężczyzny. Po prawdzie czuła od niego fajki, ale nie narzekała już aż tak, jak do niedawna. Jedynie opatuliła jego rękę własnymi przeszczepami i odetchnęła ciężko. - Jestem zmęczona.
No cóż, jej głos nie wskazywał na nic innego. Zdarty i cichy, zupełnie jak nie ona.
Uśmiechnęła się.
- Dobry wieczór, co pana do mnie sprowadza? - mruknęła tylko, by tuż po tym oprzeć się czołem o ramię mężczyzny. Po prawdzie czuła od niego fajki, ale nie narzekała już aż tak, jak do niedawna. Jedynie opatuliła jego rękę własnymi przeszczepami i odetchnęła ciężko. - Jestem zmęczona.
No cóż, jej głos nie wskazywał na nic innego. Zdarty i cichy, zupełnie jak nie ona.
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|