- MonsterBadacz
- Liczba postów : 143
Zejście do katakumb
Pią 18 Gru 2015, 16:03
Na obrzeżach miasta zazwyczaj znajdują się dziwne i nietypowe budynki, których nikt nie chciałby obserwować w centrum. Po prostu unika się tych miejsc do budowania czegokolwiek - bo nie byłoby to zbyt ciekawym punktem reprezentacyjnym.
Te katakumby ciągną się przez... Ogrom terytorium. W rzeczywistości to nikt nie jest w stanie powiedzieć dokładnie, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą, jeżeli tylko nie dostanie w swoje łapki starego planu miasta. Jednak... Nikt chyba nie chce za bardzo tam schodzić, więc i mapa tych podziemi gdzieś zaginęła.
Spory kamienny budynek z mosiężnymi drzwiami - nad nimi kiedyś wisiała tabliczka, aktualnie nadgryziona zębem czasu i niemożliwa do odczytania leży tuż przy nich. Wokół są pola, a gdzieniegdzie można znaleźć jeszcze kawałki starych nagrobków.
Te katakumby ciągną się przez... Ogrom terytorium. W rzeczywistości to nikt nie jest w stanie powiedzieć dokładnie, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą, jeżeli tylko nie dostanie w swoje łapki starego planu miasta. Jednak... Nikt chyba nie chce za bardzo tam schodzić, więc i mapa tych podziemi gdzieś zaginęła.
Spory kamienny budynek z mosiężnymi drzwiami - nad nimi kiedyś wisiała tabliczka, aktualnie nadgryziona zębem czasu i niemożliwa do odczytania leży tuż przy nich. Wokół są pola, a gdzieniegdzie można znaleźć jeszcze kawałki starych nagrobków.
- MioPotulna owca
- Liczba postów : 20
Re: Zejście do katakumb
Czw 21 Sty 2016, 22:57
"Muszę odpocząć od rysunku - narysuję coś innego." Chyba nikt, kto zna jakiegokolwiek artystę z ołówkiem w ręku, nie usłyszał bardziej niedorzecznego zdania padającego z ust takowego osobnika, a jednocześnie jego słuchu nie ominęła właśnie ta jedna, bezsensowna wypowiedź. Zdanie to zaczyna nabierać jakiejkolwiek jasności dopiero wtedy, kiedy ma się do czynienia z uczniem, który ma pracę do wykonania. Osiem rysunków technicznych? Za dużo. Trzy kolejne? Błagam, tylko nie to. Praca na projektowanie architektoniczne? Dość, zlitujcie się nad tą biedną dziewczyną i jej nieszczęsną ręką. Blair była jedną z tych młodych kobiet, która, nawet pomimo zapału do nauki i pracy, czasami miewała dni, gdy stwierdzała, iż ma już dość wszystkiego. To właśnie w tych momentach zapalała jej się lampka głosząca komunikat: "chcę zrobić coś dla siebie, idę poszkicować to, co mi się podoba".
Nie okłamujmy się, cmentarze W OGÓLE jej się nie podobały. Jednak nadal stanowiły świetne źródło inspiracji i materiałów na całkiem niezłe prace. Szczególnie, kiedy nagrobki czy mauzolea były przyprószone cienką warstwą śniegu. Właśnie to skłoniło ją do wyjścia z domu pomimo tak paskudnej pogody za oknem. Najzwyczajniej w świecie przywdziała swój płaszczyk, chwyciła za torbę i tak po prostu wyszła z mieszkania, by skierować się w stronę obranego przez siebie celu. Przyznaję, droga ta nie należała do krótkich spacerków przez łączkę, więc od razu, kiedy dotarła na miejsce, rozsiadła się na pierwszej lepszej ławeczce, zapewne przeznaczonej dla losowych staruszek o kościach tak zmęczonych całym odbytym życiem, że po prostu trzeba im było siadać co jakichś-... dziesięć metrów.
Podciągnęła lewą nogę na ławkę, kładąc stopę na jej brzegu, jednocześnie wydobywając z torby swój szkicownik i zestaw ołówków. Dłonie, choć odziane w rękawiczki, nieco się trzęsły, nadając stawianym kreskom lekkiego rozedrgania, a chłód wcale nie pomagał także w jakimkolwiek skupieniu. Na szczęście nie miała zamiaru zbyt długo odmrażać sobie tu tyłka i obgryzać szczękającymi zębami wsuniętego między wargi ołówka, który akurat nie był w użyciu.
Nie okłamujmy się, cmentarze W OGÓLE jej się nie podobały. Jednak nadal stanowiły świetne źródło inspiracji i materiałów na całkiem niezłe prace. Szczególnie, kiedy nagrobki czy mauzolea były przyprószone cienką warstwą śniegu. Właśnie to skłoniło ją do wyjścia z domu pomimo tak paskudnej pogody za oknem. Najzwyczajniej w świecie przywdziała swój płaszczyk, chwyciła za torbę i tak po prostu wyszła z mieszkania, by skierować się w stronę obranego przez siebie celu. Przyznaję, droga ta nie należała do krótkich spacerków przez łączkę, więc od razu, kiedy dotarła na miejsce, rozsiadła się na pierwszej lepszej ławeczce, zapewne przeznaczonej dla losowych staruszek o kościach tak zmęczonych całym odbytym życiem, że po prostu trzeba im było siadać co jakichś-... dziesięć metrów.
Podciągnęła lewą nogę na ławkę, kładąc stopę na jej brzegu, jednocześnie wydobywając z torby swój szkicownik i zestaw ołówków. Dłonie, choć odziane w rękawiczki, nieco się trzęsły, nadając stawianym kreskom lekkiego rozedrgania, a chłód wcale nie pomagał także w jakimkolwiek skupieniu. Na szczęście nie miała zamiaru zbyt długo odmrażać sobie tu tyłka i obgryzać szczękającymi zębami wsuniętego między wargi ołówka, który akurat nie był w użyciu.
- BirdŻołnierze Beta
- Liczba postów : 53
Re: Zejście do katakumb
Czw 21 Sty 2016, 23:22
Dzień jak każdy inny, śnieg prószy, ludzie siedzą w domach i popijają gorącą herbatę oglądając telewizję, karmiąc swój mózg głupotami, byleby zapełnić pustkę. Zazdrościł tym ludziom. Chciałby móc zapełnić swoją pustkę czymś bardziej przyziemnym - gazetą, szklanką whisky, narzekaniem, czymkolwiek w zasadzie. Chciałby móc nazwać ten dzień zwyczajnym, zimowym południem. Bird poprawił swoją kurtkę na ramionach, idąc dalej w ten zwyczajny dzień, przysłuchując się samochodom na ulicach i chrzęszczącym śniegiem pod butami.
Minęło pięć lat.
W końcu dotarł do bramy cmentarza, w kieszeni obmacując zapalniczkę i mały, szklany znicz. Szedł powoli, pustym wzrokiem oglądając większość nagrobków. Po kolei czytając imiona i nazwiska, co czasami mu się chciało, a czasami po prostu zerknął na monolit i ruszał dalej. Znał drogę na pamięć, toteż niewiele zajęło mu dotarcie do celu. A w zasadzie, czemu ktoś taki jak on miałby o takiej porze zawracać sobie dupę i iść na jakiś cmentarz?
Minęło pięć lat mój przyjacielu.
Rzekł w myślach, stając przed mało wyróżniającym się nagrobkiem, z lichym krzyżem, bez ozdób, tylko samo imię, nazwisko i data śmierci. Jonathan zrobił znak krzyża, pomodlił się i zatrzymał swoje myśli na wspomnieniach. Trwało to może pół godziny. Nawet niespecjalnie czuł mróz. Po prostu potem wyciągnął znicz, zapalniczkę, rozpalił i odgarnąwszy trochę śniegu, postawił to marne światełko przed krzyżem.
Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że nie dalej jak parę nagrobków dalej, siedziała dziewczyna, trzymając w rękach coś, co wprawiło go w niemałe zdziwienie. Kto by sobie zawracał dupę rysowaniem w takim miejscu? Nawet na moment zapomniał po co tutaj naprawdę przyszedł.
- Nieistotne, prawda? Ty byś się tym nie przejmował. Na bogów, dlaczego wtedy musiałeś się zainteresować kimś innym - Mruknął, kierując swe słowa do nagrobka, tak jakby stał tam ktoś z krwi i kości.
Minęło pięć lat.
W końcu dotarł do bramy cmentarza, w kieszeni obmacując zapalniczkę i mały, szklany znicz. Szedł powoli, pustym wzrokiem oglądając większość nagrobków. Po kolei czytając imiona i nazwiska, co czasami mu się chciało, a czasami po prostu zerknął na monolit i ruszał dalej. Znał drogę na pamięć, toteż niewiele zajęło mu dotarcie do celu. A w zasadzie, czemu ktoś taki jak on miałby o takiej porze zawracać sobie dupę i iść na jakiś cmentarz?
Minęło pięć lat mój przyjacielu.
Rzekł w myślach, stając przed mało wyróżniającym się nagrobkiem, z lichym krzyżem, bez ozdób, tylko samo imię, nazwisko i data śmierci. Jonathan zrobił znak krzyża, pomodlił się i zatrzymał swoje myśli na wspomnieniach. Trwało to może pół godziny. Nawet niespecjalnie czuł mróz. Po prostu potem wyciągnął znicz, zapalniczkę, rozpalił i odgarnąwszy trochę śniegu, postawił to marne światełko przed krzyżem.
Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że nie dalej jak parę nagrobków dalej, siedziała dziewczyna, trzymając w rękach coś, co wprawiło go w niemałe zdziwienie. Kto by sobie zawracał dupę rysowaniem w takim miejscu? Nawet na moment zapomniał po co tutaj naprawdę przyszedł.
- Nieistotne, prawda? Ty byś się tym nie przejmował. Na bogów, dlaczego wtedy musiałeś się zainteresować kimś innym - Mruknął, kierując swe słowa do nagrobka, tak jakby stał tam ktoś z krwi i kości.
- MioPotulna owca
- Liczba postów : 20
Re: Zejście do katakumb
Czw 21 Sty 2016, 23:48
Drugi, trzeci, czwarty. Pewnie sunęła ołówkiem po papierze, to zajmując się uchwyceniem zaledwie jednego detalu, to ogólną sylwetką niewielkiej budowli z kamienia, w końcu odwracając się do samych nagrobków, obserwując je spod przymrużonych powiek, starając się zauważyć układ kompozycyjny, plamy światłocienia-... generalnie wiadomo, na czym się to wszystko opierało. Osbourne była często bezmyślna i - paradoksalnie wciąż pozostając doskonałym obserwatorem otoczenia - wręcz ślepa na to, na co powinno się zwracać uwagę. Przez większość czasu zupełnie nie zauważyła obecności mężczyzny, który właściwie znajdował się niemalże w centrum jednego z jej szkiców. Dopiero, kiedy postanowiła uchwycić tylko samą jego sylwetkę, zrozumiała, że to przecież nie była kamienna płyta, a żywy człowiek. Skąd on się tu wziął?
Tuż po tym spostrzegła spoczywający na swojej twarzy wzrok nieznajomego, przez który poczuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający po plecach. Zapewne z miejsca uznał ją za dziwaczkę, hm? Z nieco spąsowiałą twarzą odwróciła wzrok w kierunku bardziej oddalonych od żołnierza nagrobków, nim usłyszała męski głos. Jego głos, będąc bardziej dokładnym. To po raz kolejny zwróciło uwagę błękitnookiej, niemalże od razu zmuszając ją do podniesienia się z miejsca. Bez zbędnych ceregieli skierowała swój krok na miejsce w pobliżu mężczyzny. To nie było zbyt mądre posunięcie, biorąc pod uwagę, iż stanie tak blisko obcego, rosłego faceta mogło skończyć się kiepskim skutkiem. Mimo to, wsunąwszy swój ekwipunek do torebki i niespecjalnie przejąwszy się jej ponownym zapięciem, przystanęła na ścieżce między grobami, starając się, by Blackwood był nieco dalej, niźli na wyciągnięcie ręki, zadzierając delikatnie głowę i racząc jego twarz spokojnym spojrzeniem, komponującym się elegancko z subtelnym uśmiechem wyrażającym pełne współczucie.
- Takie miejsca skłaniają do refleksji, prawda? - rzuciła z nikąd, tylko przez ułamek sekundy hacząc wzrokiem o znicz, który tuż przed chwilą odpalił Bird. Jego płomień zdawał się sam odpowiadać na jej pytanie swoim milczeniem, czyniąc je jednocześnie retorycznym. Cmentarze chyba każdego skłaniały do jakichkolwiek przemyśleń. Nawet na kompletnie błahe tematy. - Musiał Pan niezwykle cenić tę osobę. Inaczej byłby Pan szaleńcem, odzywając się do jej ducha.
Tym razem już po całości odwróciła głowę, umożliwiając sobie tym samym zlustrowanie wzrokiem marmurowej płyty z nazwiskiem odwiedzanego przez jej towarzysza "lokatora nieba". Przesunęła spojrzeniem po jego literach, a następnie ponownie przeniosła je na twarz jeszcze żywej duszy, obok której dane jej było stanąć.
- Przez swoją nieuwagę, przypadkiem Pana naszkicowałam. Nawet nie zauważyłam, że ktokolwiek tu jest. Mam nadzieję, że nie ma mi Pan tego za złe?
Nie, bejbi, teraz cię ugotuje i zje.
Tuż po tym spostrzegła spoczywający na swojej twarzy wzrok nieznajomego, przez który poczuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający po plecach. Zapewne z miejsca uznał ją za dziwaczkę, hm? Z nieco spąsowiałą twarzą odwróciła wzrok w kierunku bardziej oddalonych od żołnierza nagrobków, nim usłyszała męski głos. Jego głos, będąc bardziej dokładnym. To po raz kolejny zwróciło uwagę błękitnookiej, niemalże od razu zmuszając ją do podniesienia się z miejsca. Bez zbędnych ceregieli skierowała swój krok na miejsce w pobliżu mężczyzny. To nie było zbyt mądre posunięcie, biorąc pod uwagę, iż stanie tak blisko obcego, rosłego faceta mogło skończyć się kiepskim skutkiem. Mimo to, wsunąwszy swój ekwipunek do torebki i niespecjalnie przejąwszy się jej ponownym zapięciem, przystanęła na ścieżce między grobami, starając się, by Blackwood był nieco dalej, niźli na wyciągnięcie ręki, zadzierając delikatnie głowę i racząc jego twarz spokojnym spojrzeniem, komponującym się elegancko z subtelnym uśmiechem wyrażającym pełne współczucie.
- Takie miejsca skłaniają do refleksji, prawda? - rzuciła z nikąd, tylko przez ułamek sekundy hacząc wzrokiem o znicz, który tuż przed chwilą odpalił Bird. Jego płomień zdawał się sam odpowiadać na jej pytanie swoim milczeniem, czyniąc je jednocześnie retorycznym. Cmentarze chyba każdego skłaniały do jakichkolwiek przemyśleń. Nawet na kompletnie błahe tematy. - Musiał Pan niezwykle cenić tę osobę. Inaczej byłby Pan szaleńcem, odzywając się do jej ducha.
Tym razem już po całości odwróciła głowę, umożliwiając sobie tym samym zlustrowanie wzrokiem marmurowej płyty z nazwiskiem odwiedzanego przez jej towarzysza "lokatora nieba". Przesunęła spojrzeniem po jego literach, a następnie ponownie przeniosła je na twarz jeszcze żywej duszy, obok której dane jej było stanąć.
- Przez swoją nieuwagę, przypadkiem Pana naszkicowałam. Nawet nie zauważyłam, że ktokolwiek tu jest. Mam nadzieję, że nie ma mi Pan tego za złe?
Nie, bejbi, teraz cię ugotuje i zje.
- BirdŻołnierze Beta
- Liczba postów : 53
Re: Zejście do katakumb
Pią 22 Sty 2016, 00:48
Zmarszczył brwi. Wciąż nie mógł sobie wybaczyć tamtego zdarzenia, tamtej śmierci, tego cierpienia, tylko dlatego, że przez drogę przebiegł dzieciak, który i tak zginął. Dalej nie mógł sobie tego wybaczyć. Dlatego też przychodził co roku na ten nagrobek, każdą zimą. Zamiast mieć zwyczajny dzień, jak każdy inny, on przychodził by zapalić jeden znicz. Jakby miało coś to zmienić. Tak jakby miało mi to zwrócić ta przyjaźń.
Żałował wielu rzeczy. A teraz przynajmniej jednej - że nie miał żadnej misji teraz, gdzieś daleko stąd. Żeby nie musiał zawracać swojej głowy takimi myślami, obwiniać się o byle głupstwo. Przecież on nie miał na to wpływu. Nikt nie miał.
Nie wiedział, czy cieszyć się nagłym oderwaniem myśli przez dziewczynę, czy też raczej złościć się, że przerywała mu te momenty przemyśleń, westchnień, żalów i złości, które ćwiczył rok w rok jak jakąś mantrę. Zawiesił mimo wszystko na niej wzrok, zastanawiając się co powiedzieć.
- Raczej do złości - Prychnął, odpowiadając w końcu, po jej drugiej wypowiedzi. Nie musiał być w zasadzie miły wobec kogoś, kto ot tak go zaczepia. I tak był wystarczająco uprzejmy, ze odpowiedział. A może w zasadzie... zbyt zajęty myślami by się zastanawiać nad tym czy odpowiadać czy nie?
Chrząknął. O tym, czy ktoś jest szaleńcem czy nie, nie decyduje raczej fakt, że odezwał się do nagrobka. Obojętnie, kim by ta osoba nie była, sam fakt, że przyszedł tutaj w tę mroźną noc świadczy o tym, że to był ktoś ważny. Ostatecznie uznał, ze wcale nie musi jej teraz odpowiadać.
Jestem szaleńcem wciąż tutaj przychodząc i licząc, ze coś się zmieni, prawda?
Bird zatrzymał swój wzrok na płomieniu wewnątrz znicza. Nic nie było w stanie się zmienić. Ta prawda była dosyć bolesna, jakby nie patrzeć. Na całe szczęście, Jonathan był dosyć daleki od odczuwania bólu emocjonalnego, a przynajmniej teraz, co jednak nie zawsze wiązało się z tym, ze nie czuł smutku.
Macał w kieszeni zapalniczkę, to się bawił, obracając ją między palcami.
- To tylko szkic - Odpowiedział z taką obojętnością, jakby w zasadzie nie miało to dla niego znaczenia. Głupia kartka papieru.
On tutaj przyszedł dla swojego przyjaciela, który dawno pewnie grzeje miejsce w niebie i miał szczerą nadzieję, ze też do niego dołączy. Spojrzał w końcu w stronę wyjścia, mentalnie przygotowując się do opuszczenia miejsca. Normalnie by tutaj został jeszcze parę godzin, najpewniej, aż by się znicz wypalił.
Ale teraz stracił nieco ochotę.
Żałował wielu rzeczy. A teraz przynajmniej jednej - że nie miał żadnej misji teraz, gdzieś daleko stąd. Żeby nie musiał zawracać swojej głowy takimi myślami, obwiniać się o byle głupstwo. Przecież on nie miał na to wpływu. Nikt nie miał.
Nie wiedział, czy cieszyć się nagłym oderwaniem myśli przez dziewczynę, czy też raczej złościć się, że przerywała mu te momenty przemyśleń, westchnień, żalów i złości, które ćwiczył rok w rok jak jakąś mantrę. Zawiesił mimo wszystko na niej wzrok, zastanawiając się co powiedzieć.
- Raczej do złości - Prychnął, odpowiadając w końcu, po jej drugiej wypowiedzi. Nie musiał być w zasadzie miły wobec kogoś, kto ot tak go zaczepia. I tak był wystarczająco uprzejmy, ze odpowiedział. A może w zasadzie... zbyt zajęty myślami by się zastanawiać nad tym czy odpowiadać czy nie?
Chrząknął. O tym, czy ktoś jest szaleńcem czy nie, nie decyduje raczej fakt, że odezwał się do nagrobka. Obojętnie, kim by ta osoba nie była, sam fakt, że przyszedł tutaj w tę mroźną noc świadczy o tym, że to był ktoś ważny. Ostatecznie uznał, ze wcale nie musi jej teraz odpowiadać.
Jestem szaleńcem wciąż tutaj przychodząc i licząc, ze coś się zmieni, prawda?
Bird zatrzymał swój wzrok na płomieniu wewnątrz znicza. Nic nie było w stanie się zmienić. Ta prawda była dosyć bolesna, jakby nie patrzeć. Na całe szczęście, Jonathan był dosyć daleki od odczuwania bólu emocjonalnego, a przynajmniej teraz, co jednak nie zawsze wiązało się z tym, ze nie czuł smutku.
Macał w kieszeni zapalniczkę, to się bawił, obracając ją między palcami.
- To tylko szkic - Odpowiedział z taką obojętnością, jakby w zasadzie nie miało to dla niego znaczenia. Głupia kartka papieru.
On tutaj przyszedł dla swojego przyjaciela, który dawno pewnie grzeje miejsce w niebie i miał szczerą nadzieję, ze też do niego dołączy. Spojrzał w końcu w stronę wyjścia, mentalnie przygotowując się do opuszczenia miejsca. Normalnie by tutaj został jeszcze parę godzin, najpewniej, aż by się znicz wypalił.
Ale teraz stracił nieco ochotę.
- MioPotulna owca
- Liczba postów : 20
Re: Zejście do katakumb
Pią 22 Sty 2016, 12:21
Spojrzała po nim, nie potrafiąc ukryć swojego zdziwienia. Czy naprawdę ludzie aż tak rozpamiętywali wszystko przez tak długi czas? Osobiście straciła w życiu jedynie świnkę morską, ewentualnie prababcię, która odeszła tuż po jej narodzinach, ale-... nie znała tego uczucia pustki po kimś ważnym. Kimś, kogo by pamiętała. Kogoś, kto naprawdę wiele by dla niej zrobił. Wydęła wargi w zastanowieniu, by po chwili przemówić:
- ...po co wściekać się z powodu przeszłości? - odparła, wzruszając barkami. - Zmarłym się wybacza. Oni też wybaczają. Więc po co gniew?
Wszystko było już tylko przeszłością, do której nie można było wrócić w celu naprawienia czegokolwiek. Spoglądając na datę śmierci odwiedzanego przez wojskowego grobu, minęło już sporo czasu (oh, you don't say), odkąd pochowany w nim mężyczna zmarł. Powinno się już dawno dojść do siebie po takim czasie, tak więc tym bardziej nie rozumiała, skąd tlące się wewnątrz Jonathana tak negatywne uczucia. Była pewna, że dorośli mężczyźni łatwiej radzą sobie z takimi problemami. Ale najwidoczniej sprawa była dla niego zbyt ciężka. Jakimż wrażliwym trzeba być człowiekiem, żeby po kilku latach wciąż tak przeżywać tego typu sprawy.
"To tylko szkic."
Kiwnęła głową w wyrazie zrozumienia. No cóż, niektórzy burzyli się na wiadomość o tym, że zostali uchwyceni na tej "tylko-kartce-papieru" bez uprzedniego dopytania się osiem razy, czy rysujący aby na pewno może ich naszkicować. I co z tego, że szkic wciąż był tylko szkicem. Nie rysunkiem studyjnym z dopracowanymi szczegółami twarzy, doskonałym światłocieniem i zauważalnym podobieństwem do modela - Blair w tych pięciominutowych wyzwaniach zaledwie ustawiała proporcje, zaznaczała pozycję, kształt ubrania i podrysowywała bryłę włosów. Ale skoro dla niego było to tylko tyle-... chyba nie musiała się martwić, prawda? Ba! Nawet uśmiechnęła się pod nosem, jakby planowała jakieś niewinne przewinienie, zaraz rozwierając usta.
- W takim razie może mi Pan popozować. To zajmie tylko dziesięć minut, przysięgam - stwierdziła z całą pewnością swojej słuszności, kiwając głową w geście przekonania. Oczywiście takie spontaniczne decyzje w jej przypadku kończyły się jednym - w następnej już chwili spłoniła się rumieńcem, opuszczając wzrok wedle zasady: "kot chowa głowę? kota nie widać". - Znaczy-... matko, co ja wygaduję. Zaczepiam Pana, kiedy pewnie jest Pan zajęty jakąś pracą.
- ...po co wściekać się z powodu przeszłości? - odparła, wzruszając barkami. - Zmarłym się wybacza. Oni też wybaczają. Więc po co gniew?
Wszystko było już tylko przeszłością, do której nie można było wrócić w celu naprawienia czegokolwiek. Spoglądając na datę śmierci odwiedzanego przez wojskowego grobu, minęło już sporo czasu (oh, you don't say), odkąd pochowany w nim mężyczna zmarł. Powinno się już dawno dojść do siebie po takim czasie, tak więc tym bardziej nie rozumiała, skąd tlące się wewnątrz Jonathana tak negatywne uczucia. Była pewna, że dorośli mężczyźni łatwiej radzą sobie z takimi problemami. Ale najwidoczniej sprawa była dla niego zbyt ciężka. Jakimż wrażliwym trzeba być człowiekiem, żeby po kilku latach wciąż tak przeżywać tego typu sprawy.
"To tylko szkic."
Kiwnęła głową w wyrazie zrozumienia. No cóż, niektórzy burzyli się na wiadomość o tym, że zostali uchwyceni na tej "tylko-kartce-papieru" bez uprzedniego dopytania się osiem razy, czy rysujący aby na pewno może ich naszkicować. I co z tego, że szkic wciąż był tylko szkicem. Nie rysunkiem studyjnym z dopracowanymi szczegółami twarzy, doskonałym światłocieniem i zauważalnym podobieństwem do modela - Blair w tych pięciominutowych wyzwaniach zaledwie ustawiała proporcje, zaznaczała pozycję, kształt ubrania i podrysowywała bryłę włosów. Ale skoro dla niego było to tylko tyle-... chyba nie musiała się martwić, prawda? Ba! Nawet uśmiechnęła się pod nosem, jakby planowała jakieś niewinne przewinienie, zaraz rozwierając usta.
- W takim razie może mi Pan popozować. To zajmie tylko dziesięć minut, przysięgam - stwierdziła z całą pewnością swojej słuszności, kiwając głową w geście przekonania. Oczywiście takie spontaniczne decyzje w jej przypadku kończyły się jednym - w następnej już chwili spłoniła się rumieńcem, opuszczając wzrok wedle zasady: "kot chowa głowę? kota nie widać". - Znaczy-... matko, co ja wygaduję. Zaczepiam Pana, kiedy pewnie jest Pan zajęty jakąś pracą.
- BirdŻołnierze Beta
- Liczba postów : 53
Re: Zejście do katakumb
Pią 22 Sty 2016, 20:12
Jeśli miałby rozpamiętywać każdą śmierć jaką widział na oczy, już nie wspominając o tych, które usłyszał, to z pewnością nie stałby tutaj teraz, tylko grzał sobie fotel w jakimś psychiatryku, oglądając kreskówki w pudełkowym telewizorze i popijając sok pomarańczowy. Nie każda śmierć była tak istotna w jego życiu jak ta. Mało było w ogóle rzeczy równie ważnych. Nawet odejście żony, rozwód i utrata opieki rodzicielskiej nad dwójką synów. Nawet to tak nie bolało.
- Ale sobie się nigdy nie wybacza.
Ciężko mu było odpowiadać na tak prozaiczne pytania, które dla tej obcej osoby pewnie znaczyły tyle co zeszłoroczny śnieg. Tak naprawdę nic co powiedział nie miało znaczenia i gdyby nie fakt, że dla Jonathana było to jak gadanie z nagrobkiem, to prawdopodobnie rzuciłby coś w stylu "nie mieszaj się w nieswoje sprawy" odwrócił na pięcie i wrócił do domu. Resztę dnia spędziłby oglądając filmy do późna i pijąc whisky, do momentu, w którym poczułby, że nie trafi już do łóżka na piętrze. Spałby na kanapie do późnego południa, a potem narzekał, że nie ma świeżych bułek w sklepie. Tak to się odbywało już piąty raz i nic nie zapowiadało się na to, by coś miało się w tej kolejności zmienić.
- Niewychowana. Nie boisz się, że nie jestem jakimś psychopatą, że skończysz jak te leżące pod marmurem trupy?
Był aż przeraźliwie chłodny i obojętny w swojej wypowiedzi. Przeniósł wzrok na dziewczę, które pewnie dopiero co skończyło szkołę średnią i jak się domyślał, naprawdę mógł się niewiele mylić w swoim osądzie. Samotna i biedna na cmentarzu, zaczepia pana, który jest starszy, wyższy i zdecydowanie silniejszy. A nawet pomijając te atrybuty, Bird był zawodowcem i złapanie tak kruchej istoty nie byłoby problemem.
Nie odpowiadał na jej pytanie, bo w zasadzie jego pytanie było odpowiedzią.
Jonathan w milczeniu wypatrywał na jej twarzy jakiejkolwiek oznaki, że się przestraszyła. W zasadzie czegokolwiek, co zechciałoby go tutaj zatrzymać ciut dłużej niż propozycja pozowania jakiejś obcej dziewuszce. Gdyby był młodszy, to owszem, byłby bardzo chętny, potem zaprosiłby na kawę, ewentualnie na ciastko i próbował jakoś poderwać. W mniej lub bardziej szczeniacki sposób. Ale on był, na pewno dla niej, starym facetem. Starym i w dodatku niebezpiecznym.
W momencie, kiedy oczekiwał odpowiedzi, stał nieruchomo. Mocniejszy podmuch wiatru sprawił, że niewystarczająco dobrze osłonięty znicz zgasł.
- Ale sobie się nigdy nie wybacza.
Ciężko mu było odpowiadać na tak prozaiczne pytania, które dla tej obcej osoby pewnie znaczyły tyle co zeszłoroczny śnieg. Tak naprawdę nic co powiedział nie miało znaczenia i gdyby nie fakt, że dla Jonathana było to jak gadanie z nagrobkiem, to prawdopodobnie rzuciłby coś w stylu "nie mieszaj się w nieswoje sprawy" odwrócił na pięcie i wrócił do domu. Resztę dnia spędziłby oglądając filmy do późna i pijąc whisky, do momentu, w którym poczułby, że nie trafi już do łóżka na piętrze. Spałby na kanapie do późnego południa, a potem narzekał, że nie ma świeżych bułek w sklepie. Tak to się odbywało już piąty raz i nic nie zapowiadało się na to, by coś miało się w tej kolejności zmienić.
- Niewychowana. Nie boisz się, że nie jestem jakimś psychopatą, że skończysz jak te leżące pod marmurem trupy?
Był aż przeraźliwie chłodny i obojętny w swojej wypowiedzi. Przeniósł wzrok na dziewczę, które pewnie dopiero co skończyło szkołę średnią i jak się domyślał, naprawdę mógł się niewiele mylić w swoim osądzie. Samotna i biedna na cmentarzu, zaczepia pana, który jest starszy, wyższy i zdecydowanie silniejszy. A nawet pomijając te atrybuty, Bird był zawodowcem i złapanie tak kruchej istoty nie byłoby problemem.
Nie odpowiadał na jej pytanie, bo w zasadzie jego pytanie było odpowiedzią.
Jonathan w milczeniu wypatrywał na jej twarzy jakiejkolwiek oznaki, że się przestraszyła. W zasadzie czegokolwiek, co zechciałoby go tutaj zatrzymać ciut dłużej niż propozycja pozowania jakiejś obcej dziewuszce. Gdyby był młodszy, to owszem, byłby bardzo chętny, potem zaprosiłby na kawę, ewentualnie na ciastko i próbował jakoś poderwać. W mniej lub bardziej szczeniacki sposób. Ale on był, na pewno dla niej, starym facetem. Starym i w dodatku niebezpiecznym.
W momencie, kiedy oczekiwał odpowiedzi, stał nieruchomo. Mocniejszy podmuch wiatru sprawił, że niewystarczająco dobrze osłonięty znicz zgasł.
- MioPotulna owca
- Liczba postów : 20
Re: Zejście do katakumb
Sob 23 Sty 2016, 01:03
- Och.
Wymsknęło jej się, kiedy odpowiedział na jej pytanie. Następne momenty trwała w całkowitym milczeniu, zastanawiajać się, czemu po prostu wcześniej nie wspomniała o wybaczaniu własnej osobie. Obwinianie się o czyjąś śmierć było typowe dla najbliższych tamtej personie osób. Nieodłączne, zwyczajne, właściwie stanowiło pewnego rodzaju tradycje. Nawet, jeśli miało polegać na braniu na siebie odpowiedzialności z jak najbardziej błahych powodów. A bo kiedyś ciotka Krysia nie kupiła mu deseru, więc to ona. Kuzynka Ania przebierała go w sukienki, kiedy był mały - załamał się pewnie. I tak dalej. Wiadomym było jednak, że przemyślenia w głowie Blair wyglądały kompletnie inaczej. Blondynka potraktowała tę odpowiedź jako kolejną przygnębiającą wiadomość, której smutek chciała zredukować aż do samego zera.
- To tylko kolejny błąd do listy. Proszę się nad tym zastanowić. - Nie chciała mu już nawet po raz kolejny tłumaczyć sensu swoich wypowiedzi. Ty wybaczasz jemu, on wybacza tobie, ty wybaczasz sobie, a on sobie. Naturalna kolej rzeczy. Przeczesała włosy palcami, obserwując ubiór mężczyzny, jakby już samej nie wiedząc, gdzie zawiesić wzrok i-... czy on ją właśnie nazwał niewychowaną?
- Proszę wybaczyć - odparła na komentarz dotyczący jej zachowania. Zaraz jednak dokładnie przyjrzała się twarzy nieznajomego, kontemplując ją kilka dobrych sekund, robiąc taką minę, jakby naprawdę poważnie zastanawiała się nad jego pytaniem. - Hm... chyba nie. Może i wygląda Pan na kogoś groźnego, ale nie podejrzanego. T-tak myślę.
Kiedy kobieta mówi "nie boję się", a jej twarz wydaje się wyrażać pewność tej wypowiedzi, podkreślając tym samym pełen wyzwania ton głosu - spójrz na jej podkulone ciało i trzęsące się nogi. Wtedy będziesz wiedzieć, że to tylko gra pozorów. Dokładnie takimi symptomami odznaczała się w tym momencie Osbourne. Doprawdy, sądziła, że uda jej się wyjść na aktorkę doskonałą? Nawet ćwiczenia z mimiki i utrzymywania w miarę niewzruszonego tonu głosu nie dawały efektu rozlewającego się po całym ciele, ustawiając je w swobodnej pozycji. Albo chociaż jakiejś nazbyt sztywnej, nawet to wyglądałoby już lepiej. Ale w sumie, zawsze mogła zrzucić winę na zimno.
Wysiliła się wreszcie na uśmiech. Niepewny, niemal niedostrzegalny, ale jednak uśmieszek, który miał nieco ocieplić całą sytuację, zadziałał pewnie kompletnie na odwrót, wyglądając bardziej na krzywy grymas osobnika, który zaraz miałby uwierzyć w słowa Jonathana i utwierdzić go w przekonaniu, że za chwilę po prostu zwieje, zanim ten okaże się faktycznym psychopatą. W dodatku postawiła dość spory krok w tył. Świetna sprawa.
Wymsknęło jej się, kiedy odpowiedział na jej pytanie. Następne momenty trwała w całkowitym milczeniu, zastanawiajać się, czemu po prostu wcześniej nie wspomniała o wybaczaniu własnej osobie. Obwinianie się o czyjąś śmierć było typowe dla najbliższych tamtej personie osób. Nieodłączne, zwyczajne, właściwie stanowiło pewnego rodzaju tradycje. Nawet, jeśli miało polegać na braniu na siebie odpowiedzialności z jak najbardziej błahych powodów. A bo kiedyś ciotka Krysia nie kupiła mu deseru, więc to ona. Kuzynka Ania przebierała go w sukienki, kiedy był mały - załamał się pewnie. I tak dalej. Wiadomym było jednak, że przemyślenia w głowie Blair wyglądały kompletnie inaczej. Blondynka potraktowała tę odpowiedź jako kolejną przygnębiającą wiadomość, której smutek chciała zredukować aż do samego zera.
- To tylko kolejny błąd do listy. Proszę się nad tym zastanowić. - Nie chciała mu już nawet po raz kolejny tłumaczyć sensu swoich wypowiedzi. Ty wybaczasz jemu, on wybacza tobie, ty wybaczasz sobie, a on sobie. Naturalna kolej rzeczy. Przeczesała włosy palcami, obserwując ubiór mężczyzny, jakby już samej nie wiedząc, gdzie zawiesić wzrok i-... czy on ją właśnie nazwał niewychowaną?
- Proszę wybaczyć - odparła na komentarz dotyczący jej zachowania. Zaraz jednak dokładnie przyjrzała się twarzy nieznajomego, kontemplując ją kilka dobrych sekund, robiąc taką minę, jakby naprawdę poważnie zastanawiała się nad jego pytaniem. - Hm... chyba nie. Może i wygląda Pan na kogoś groźnego, ale nie podejrzanego. T-tak myślę.
Kiedy kobieta mówi "nie boję się", a jej twarz wydaje się wyrażać pewność tej wypowiedzi, podkreślając tym samym pełen wyzwania ton głosu - spójrz na jej podkulone ciało i trzęsące się nogi. Wtedy będziesz wiedzieć, że to tylko gra pozorów. Dokładnie takimi symptomami odznaczała się w tym momencie Osbourne. Doprawdy, sądziła, że uda jej się wyjść na aktorkę doskonałą? Nawet ćwiczenia z mimiki i utrzymywania w miarę niewzruszonego tonu głosu nie dawały efektu rozlewającego się po całym ciele, ustawiając je w swobodnej pozycji. Albo chociaż jakiejś nazbyt sztywnej, nawet to wyglądałoby już lepiej. Ale w sumie, zawsze mogła zrzucić winę na zimno.
Wysiliła się wreszcie na uśmiech. Niepewny, niemal niedostrzegalny, ale jednak uśmieszek, który miał nieco ocieplić całą sytuację, zadziałał pewnie kompletnie na odwrót, wyglądając bardziej na krzywy grymas osobnika, który zaraz miałby uwierzyć w słowa Jonathana i utwierdzić go w przekonaniu, że za chwilę po prostu zwieje, zanim ten okaże się faktycznym psychopatą. W dodatku postawiła dość spory krok w tył. Świetna sprawa.
- BirdŻołnierze Beta
- Liczba postów : 53
Re: Zejście do katakumb
Sob 23 Sty 2016, 13:39
Zatrzymał się na moment myślami. Błąd? Tylko? Nie, moja droga. Takich błędów się ot tak nie popełnia. Och, czemu nie mogłem się urodzić, zimnym skurwysynem, miałbym w dupie to co mówi do mnie jakieś dziecko. Żachnął się w myślach, a spojrzenie wróciło na normalne tory. Nie miał bladego pojęcia czy patrzyła się na niego akurat wtedy kiedy na moment się zawiesił.
Po raz kolejny stwierdził, ze jest niewychowana. Nie dość, ze wypowiada się w tak bezczelny sposób do obcej osoby, jak do swojego kolegi, to jeszcze tak mu się przypatruje, jakby był jakimś obiektem w zoo. Na całe szczęście drugi raz stwierdził to samo w myślach, bo po co miałby strzępić na nią język. Ostatecznie patrzył na nią, jak próbuje wszystko zatuszować, całą swoją obawę przed tym, ze mogła się pomylić. Kobiety zawsze boją się, że mogłyby coś spierdolić.
To było takie typowe, ale jednocześnie nasunęło Jonathanowi coś na myśl.
Ten uśmiech byłby naprawdę rozczulający, gdyby nie fakt, że Bird miał delikatnie coś z głową, ale to bardziej w tym pozytywnym sensie. Niemniej, rozbawiło go to, że jednak chce się wycofać. Wobec tego i swojego planu w głowie, najpierw zbliżył się do nagrobka tylko po to by rozpalić znicz. I tak nie miał w gruncie rzeczy nic ciekawego do powiedzenia.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Masz dziesięć sekund aby uciec, potem zacznę cię gonić.
Starał się brzmieć jak najbardziej jak psychopata, ale obojętnie co by nie udawał, oprócz szczęśliwego klauna, to i tak pewnie w oczach tej dziewczyny zapewne nie wyglądał jak ktoś przyjazny dzieciom.
W zasadzie liczył tylko na to, że uda mu się ją przestraszyć, ona ucieknie, a ten spokojnie wróci do domu, zagrzebie się w pościel i będzie jadł w łóżku przeglądając seriale. Oczywiście, że nie miał zamiaru jej gonić.
Tak jak kiedyś się bawiliśmy, w szkole wojskowej, nie?
Bird na ułamek sekundy spojrzał na nagrobek. Potem dalej utrzymywał wzrok na dziewczynie, wyprostowany, stał w bezruchu, tylko się uśmiechając w najbardziej zboczony sposób jaki mu przyszło wymyślić.
- Dziesięć...dziewięć...
Po raz kolejny stwierdził, ze jest niewychowana. Nie dość, ze wypowiada się w tak bezczelny sposób do obcej osoby, jak do swojego kolegi, to jeszcze tak mu się przypatruje, jakby był jakimś obiektem w zoo. Na całe szczęście drugi raz stwierdził to samo w myślach, bo po co miałby strzępić na nią język. Ostatecznie patrzył na nią, jak próbuje wszystko zatuszować, całą swoją obawę przed tym, ze mogła się pomylić. Kobiety zawsze boją się, że mogłyby coś spierdolić.
To było takie typowe, ale jednocześnie nasunęło Jonathanowi coś na myśl.
Ten uśmiech byłby naprawdę rozczulający, gdyby nie fakt, że Bird miał delikatnie coś z głową, ale to bardziej w tym pozytywnym sensie. Niemniej, rozbawiło go to, że jednak chce się wycofać. Wobec tego i swojego planu w głowie, najpierw zbliżył się do nagrobka tylko po to by rozpalić znicz. I tak nie miał w gruncie rzeczy nic ciekawego do powiedzenia.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Masz dziesięć sekund aby uciec, potem zacznę cię gonić.
Starał się brzmieć jak najbardziej jak psychopata, ale obojętnie co by nie udawał, oprócz szczęśliwego klauna, to i tak pewnie w oczach tej dziewczyny zapewne nie wyglądał jak ktoś przyjazny dzieciom.
W zasadzie liczył tylko na to, że uda mu się ją przestraszyć, ona ucieknie, a ten spokojnie wróci do domu, zagrzebie się w pościel i będzie jadł w łóżku przeglądając seriale. Oczywiście, że nie miał zamiaru jej gonić.
Tak jak kiedyś się bawiliśmy, w szkole wojskowej, nie?
Bird na ułamek sekundy spojrzał na nagrobek. Potem dalej utrzymywał wzrok na dziewczynie, wyprostowany, stał w bezruchu, tylko się uśmiechając w najbardziej zboczony sposób jaki mu przyszło wymyślić.
- Dziesięć...dziewięć...
- MioPotulna owca
- Liczba postów : 20
Re: Zejście do katakumb
Nie 24 Sty 2016, 01:48
Kompletnie źle ją zrozumiał. Nie mogła mu jednak tego wytłumaczyć z bardzo prostej przyczyny - milczał na ten temat. Nie była tego przez to nawet świadoma. Jednakże gdyby tylko do jej łepetyny dotarła taka informacja, od razu naprostowałaby sytuację. Błędem nie było to, co zrobił omawianej wciąż zmarłej osobie. Nie wiedziała, co to było, więc nawet nie oceniała wagi tego pośliźnięcia - nie miała najmniejszego prawa. Błędem była niechęć do przebaczenia samemu sobie, które było przecież kompletną podstawą w takich momentach. W jej opinii, zarówno jedna, jak i druga osoba nie mogła zaznać spokoju w życiu i nieżyciu, jeśli nie nastąpiło pełne odpuszczenie sobie win. Więc jeśli Bird miał takie nastawienie - nawet jego przyjaciel powinien był teraz przewracać się z tego powodu w grobie.
- Naprawdę, proszę mi uwierzyć. Jeśli nie daje Pan sobie tego "przebaczenia", to ta lista jest ciągle splamiona.
Czyli autor postu ratuje sytuację.
Na słowa Jonathana dotyczące całej tej przyszłej gonitwy, uniosła tylko brwi. Jego wcześniejsze posunięcia obserwowała z niezmąconą przymusem dzielenia się na kilka konkretnych czynności uwagą, poświęcając ją całkowicie tej jednej, jedynej rzeczy. Można powiedzieć, że była jak pies zamknięty w czasie ze swoim jedzeniem - tylko ona, jej wzrok i poruszający się mężczyzna. Co zamierzał zrobić? Chciał ją opieprzyć, kopnąć, pożreć? Rzeczą oczywistą jest, że wszystko objaśnił jego uśmiech, a następnie wypowiedź, jaką ją uraczył. W pierwszej chwili błękitnooka nawet mu uwierzyła. Zaraz jednak coś ją tknęło, aczkolwie nie miała zbyt wiele czasu na to, żeby rozważyć mniej przerażającą opcję - odliczanie już się zaczęło.
Postawiła krok w tył. Jeden, drugi. Odwracała się już nawet na pięcie, chcąc rzucić się w bieg. Po drodze nadepnęła na jakąś gałązkę, która złamała się z wywołującym w niej jeszcze większe przerażenie chrzęstem. Kiedy nagle-... tak po prostu się zatrzymała. Stanęła w miejscu z zaciśniętymi w wąską linijkę wargami, spoglądając spod przymrużonych powiek na obcego jej mężczyznę. Doprawdy, coś jej tu nie pasowało.
- Nie jest Pan żadnym psychopatą - rzuciła z cicha. - Nie zachowywałby się Pan tak wtedy. Uprzedzanie, oczekiwanie czy nawet odwiedzanie grobu kogoś dla Pana ważnego? Szczególnie to ostatnie nie pasuje do tych osób.
Co najśmieszniejsze, była w pełni przekonana co do swoich racji. I co z tego, że persony tego pokroju tak naprawdę celowo dawały swojej ofierze szansę ucieczki, żeby, jak to się mówi, "było więcej zabawy"? Co z tego, że demaskują się z pełną premedytacją, chcąc zobaczyć twarz mordowanego, kiedy dociera do niego, że ta wzmianka nie była tylko głupim żartem? Dla niej najbardziej liczył się argument cmentarza. Pozostałe były tylko lekkim dodatkiem.
- Naprawdę, proszę mi uwierzyć. Jeśli nie daje Pan sobie tego "przebaczenia", to ta lista jest ciągle splamiona.
Czyli autor postu ratuje sytuację.
Na słowa Jonathana dotyczące całej tej przyszłej gonitwy, uniosła tylko brwi. Jego wcześniejsze posunięcia obserwowała z niezmąconą przymusem dzielenia się na kilka konkretnych czynności uwagą, poświęcając ją całkowicie tej jednej, jedynej rzeczy. Można powiedzieć, że była jak pies zamknięty w czasie ze swoim jedzeniem - tylko ona, jej wzrok i poruszający się mężczyzna. Co zamierzał zrobić? Chciał ją opieprzyć, kopnąć, pożreć? Rzeczą oczywistą jest, że wszystko objaśnił jego uśmiech, a następnie wypowiedź, jaką ją uraczył. W pierwszej chwili błękitnooka nawet mu uwierzyła. Zaraz jednak coś ją tknęło, aczkolwie nie miała zbyt wiele czasu na to, żeby rozważyć mniej przerażającą opcję - odliczanie już się zaczęło.
Postawiła krok w tył. Jeden, drugi. Odwracała się już nawet na pięcie, chcąc rzucić się w bieg. Po drodze nadepnęła na jakąś gałązkę, która złamała się z wywołującym w niej jeszcze większe przerażenie chrzęstem. Kiedy nagle-... tak po prostu się zatrzymała. Stanęła w miejscu z zaciśniętymi w wąską linijkę wargami, spoglądając spod przymrużonych powiek na obcego jej mężczyznę. Doprawdy, coś jej tu nie pasowało.
- Nie jest Pan żadnym psychopatą - rzuciła z cicha. - Nie zachowywałby się Pan tak wtedy. Uprzedzanie, oczekiwanie czy nawet odwiedzanie grobu kogoś dla Pana ważnego? Szczególnie to ostatnie nie pasuje do tych osób.
Co najśmieszniejsze, była w pełni przekonana co do swoich racji. I co z tego, że persony tego pokroju tak naprawdę celowo dawały swojej ofierze szansę ucieczki, żeby, jak to się mówi, "było więcej zabawy"? Co z tego, że demaskują się z pełną premedytacją, chcąc zobaczyć twarz mordowanego, kiedy dociera do niego, że ta wzmianka nie była tylko głupim żartem? Dla niej najbardziej liczył się argument cmentarza. Pozostałe były tylko lekkim dodatkiem.
- BirdŻołnierze Beta
- Liczba postów : 53
Re: Zejście do katakumb
Czw 25 Lut 2016, 22:07
Śmiał się w duchu, przynajmniej jeszcze wtedy, kiedy widział wszystkie jej obawy wymalowane na twarzy. Może w tym momencie wyglądał jak psychopata. Starał się nie uśmiechać, kiedy odliczając kolejne sekundy, zerkał na zegarek na nadgarstku patrząc, jak zbyt szybko przesuwają się wskazówki w stosunku do tego co on mówił na głos. Odwrócił wzrok tylko dlatego, ze dźwięk łamanej gałązki był poniekąd sygnałem dla niego, że dziewczyna ucieka, a więc teraz Jonathan miał szansę sobie bez konsekwencji pójść. Niby mało kogo to obchodziło, bo w końcu mógł odejść nawet wcześniej bez słowa, ale znacznie zabawniej to wyglądało, kiedy jednak mógł zrobić coś... ponad. Zapewnić sobie odrobinę rozrywki. Przełamać konwencję i nie żegnać się w ten sam sposób jak zwykle.
Chociaż, może żegnać to za dużo powiedziane. Bird odwrócił się na pięcie i w zasadzie zdążył postawić parę kroków, kiedy dziewczyna znów się odezwała, co go... no zdziwiło. Był święcie przekonany, ze sobie pójdzie. A jednak, los potrafi zaskakiwać.
- Dlatego to się nazywa psychozą. Robić coś co nie mieści się w głowie. Ale! - Uniósł obie ręce do góry, jakby poddając się - Masz mnie. Brawo, wygrałaś życie. Mam zaklaskać? - Zaśmiał się, wkładając dłonie z powrotem do kieszeni.
I co, teraz będzie tutaj tak stał, aż ostatecznie zgodzi się na to, by dalej tutaj marznąć? No chyba nie.
Gdybym był młodszy, zaprosiłbym na kawę, albo coś. Ale to nie ten typ, nie te czasy i nie te okoliczności. Poznawać się na cmentarzu.
Aż prychnął. Posłał Mio ostatni uśmiech, po czym bez słowa ruszył w stronę wyjścia z cmentarza. Obrócił głowę na moment, by spojrzeć na nagrobek, zasalutował w ruchu i z wolna stawiając kroki, oddalał się od swojego martwego przyjaciela i nieznanej rysowniczki-miłośniczki cmentarzy.
Nie zakładał, że będzie coś jeszcze od niego chciała. Ale jakby specjalnie mu się do opuszczenia miejsca nie śpieszyło.
Chociaż, może żegnać to za dużo powiedziane. Bird odwrócił się na pięcie i w zasadzie zdążył postawić parę kroków, kiedy dziewczyna znów się odezwała, co go... no zdziwiło. Był święcie przekonany, ze sobie pójdzie. A jednak, los potrafi zaskakiwać.
- Dlatego to się nazywa psychozą. Robić coś co nie mieści się w głowie. Ale! - Uniósł obie ręce do góry, jakby poddając się - Masz mnie. Brawo, wygrałaś życie. Mam zaklaskać? - Zaśmiał się, wkładając dłonie z powrotem do kieszeni.
I co, teraz będzie tutaj tak stał, aż ostatecznie zgodzi się na to, by dalej tutaj marznąć? No chyba nie.
Gdybym był młodszy, zaprosiłbym na kawę, albo coś. Ale to nie ten typ, nie te czasy i nie te okoliczności. Poznawać się na cmentarzu.
Aż prychnął. Posłał Mio ostatni uśmiech, po czym bez słowa ruszył w stronę wyjścia z cmentarza. Obrócił głowę na moment, by spojrzeć na nagrobek, zasalutował w ruchu i z wolna stawiając kroki, oddalał się od swojego martwego przyjaciela i nieznanej rysowniczki-miłośniczki cmentarzy.
Nie zakładał, że będzie coś jeszcze od niego chciała. Ale jakby specjalnie mu się do opuszczenia miejsca nie śpieszyło.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach